piątek, 5 listopada 2010

Londyn... kuszący czy odpychający?

Tak. Już dawno miałam napisać coś o Londynie, w którym byłam we wrześniu z klasą.


<---- pocztówka z Londynu :)


Hym. Ja mam z wiekszością zabytków, miast itd., że jak tam nie byłam albo tego czegoś nie widziałam, to się tym zachwycam i chcę tam jechać, a jak tam jestem to jestem i już. Nie czuję tego, co czułam przed pojechaniem. Tak też było z Londynem. Zwiedziłam ogólnie Anglię, a także Stonehage, a to już zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie (kamyki postawione kiedys ku czci bożków...). Jednak miało to wszystko swój urok. Czerwonych, dwupiętrowych autobusów jest baaardzo mało, zastępują je żółte, jak nasze polskie. Jednak fajnie było zobaczyć Buckhingam Palace, Big Bena, przejechać się London Eye i... największą atrakcją było muzeum figur woskowych Madame Taussaud. Naprawdę warto tam iść, płacąc srogie pieniądze, ale się opłaca, nie zawiedziecie sie. Jeśli nie kojarzy Wam się nazwa, to przybliżę. Jest dużo sal, a w nich są figury z wosku znanych celebritis, gwiazd sportu itd. M. in. księżna Diana, Barack Obama i Angela Merkel, Jan Paweł II, Audrey Hepburn, Marilyn Monroe, był nawet Parlament i dużo dużo innych! To wszystko łagodziło ból pleców i nóg. :)
Jak już się jedzie do Anglii warto poznać anglików. Niektórzy są naprawdę straszni. Na początku mieszkaliśmy u rodzin w małym "country" co u nich nie oznacza "wieś" ("farm") jak u nas, tylko raczej małe miasteczko. Tam rodziny na ogół były super. Jak moja.
Natomiast w Londynie juz gorzej... Właściwie na przedmieściach Londynu, może dlatego... Rodzina była straszna. Pani domu - pod 50 - proste, farbowane włosy, w różowym dresiku, mąż również w dresiku z piwkiem i papieroskiem w ręku, śmierdziało smażoną rybą i petami, na obiad fryty itd. To było piękne...
A największą "londyńską" i ogólnie "angielską" atrakcją dla mojej klasy, byli... nie inaczej.. Polacy!
Szał ogarnął ich kiedy spotkali Polaka w McDonald'sie... Kolejka do niego ciągnęła się jak wąż, a do "zwykłych" kasjerów była mini mini. Potem spotkaliśmy Polkę przed muzeum Madame Taussaud, sprzedającą naleśniki z Nutellą. Pewnie usłyszała, że rozmawiamy po polsku bo krzyknęła "Hej dziewczyny, chodźcie do mnie na naleśniki!" ;)
A w Londynie przywitała nas "londyńska" pogoda. Padał deszczyk. Powiem ciekawostkę. Mówi sie, że w Londynie tak strasznie dużo pada, a tak naprawdę o wiele wiecej pada w ciągu roku np. w Nowym Jorku!

Oto moje wrażenia z Londynu. Czy warto jechać? Wszystko zależy od towarzystwa, tempa i jakości zwiedzania. Ale myślę, że pojechałabym jeszcze raz tylko może w innym składzie.

Tak na marginesie, kiedy byłam w Londynie, Julia Roberts przyjechała akurat na premierę "Jedz, módl się i kochaj" co Betty już Wam zarekomendowała, więc pozostaje mi Wam tylko życzyć miłego weekendu!

Margaret

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz