wtorek, 5 lipca 2011

Miało być "We've got a party over here!" a jest "Larry Crowne - Uśmiech losu."

Cóż.
Jestem zła i to bardzo, pracowałam przez kilka godzin nad mega postem o Openerze, całkowita relacja z koncertu Prince'a, filmiki, zdjęcia, linki, a tu co? I może się wstrzymam, żeby brzydko nie mówić. Taak.
Każda gwiazda ma jakiś kaprys. Ale kaprys Prince'a jest nie do zniesienia, nawet przy tym, że jest moim ukochanym artystą i uwielbiam go ponad wszystko. Otóż na YouTubie znalazłam filmiki z większością piosenek, które Prince wykonał na sobotnim koncercie i powklejałam je tutaj. Gdy pisałam posta o koncercie  (kilka godzin temu), wszystkie jeszcze były, a teraz patrzę, wszystkie są niedostępne. Prince ma w zwyczaju usuwać swoje filmy na YouTubie, ma do tego specjalną ekipę, szkoda tylko, że ZWYKLE koncerty zostawia w spokoju... Na dodatek sama dostałam roszczenie, jestem wściekła, bo cieszyłam się, że wideo z YouTube dopełnią braki w moich filmach. Do tego zgubiłam na przystanku kartę pamięci od telefonu z bardzo ważnymi dla mnie materiałami, perfekcyjnie po prostu. Dlatego post o koncercie i Heinekenie wstawię za jakiś czas. Ludzie zdążą powrzucać filmiki z koncertu na inne portale gdzie można to robić, a Prince nie może ingerować w ich zawartość, albo pokombinują i wstawią filmiki  na YT jak o Heinekenie ucichnie (uprzednio zmyślnie je szyfrując).

Przechodząc do sedna; w niedzielę byłam na filmie "Larry Crowne - Uśmiech losu" (reżyseria: Tom Hanks, producent: Tom Hanks, scenariusz: Tom Hanks, główna rola: Tom Hanks).
Film, jak film, coś w stylu komedii romantycznej. Wesoły, poszczególne momenty, które były śmieszne były naprawdę dobrze pomyślane i wykonane + ciekawe (a nie pościągane z klasyków czy coś tam). Julia Roberts jak zwykle w świetnej formie (mimo swojego wieku wyglądała bardzo dobrze i naturalnie, a w markowych szpilkach i dopasowanych sukienkach wyglądała powalająco), natomiast Tom Hanks mocno się postarzał. Co nie wpłynęło źle na jego grę aktorską.


Patrząc na plakat, wydawało mi się, ze film będzie o jakichś podróżach wyzwolonych zakochanych, którzy rozpoczynają nowy rozdział w swoim życiu, a wszystko na małym skuterku. Myliłam się. Zapewne dlatego, że poszłam w ciemno (nie oglądałam żadnego zwiastunu ani o nim nie czytałam), a raczej wyciągnęła mnie moja mama. Scena gdzie Tom Hanks z Julią Roberts na plecach, śmiga na podstarzałym, niebieskim skuterku jest tylko jedna i trwa chyba jakieś 2 minuty.


Film jest o facecie w średnim wieku (ta chyba chcieli go przedstawić), który jest doskonałym pracownikiem w markecie sieci UMart. Był pracownikiem miesiąca osiem razy, bardzo przykłada się do swoich obowiązków. Niestety, gdy na zawołanie do biura idzie zadowolony mając nadzieję na 9 pracownika miesiąca, radość szybko pryska, bo tytułowy Larry zostaje zwolniony, ponieważ, jak się okazało, nie ukończył colleg'u.


Załamuje się, lecz smutki nie trwają długo, bo dzięki poradom skąpego sąsiada prowadzącego biznes na sprzedaży garażowej i dziekana ds. studentów Larry rozpoczyna wszystko od nowa. Zapisuje się na zajęcia z Retoryki 217, gdzie poznaje czarującą, lecz oschłą i stanowczą, nauczycielkę (Julia Roberts), która nie przepada za swoim zajęciem, a stres i zmęczenie usuwa za pomocą drinków własnej roboty. Film pokazuje jego przejścia (ale też sytuację prywatną nauczycielki, Tali itd) i  'metamorfozę' (zmiana fryzury, wystroju wnętrz, stylu) pod wpływem Taili, uroczej studentki, z którą się zaprzyjaźnia, a później dołącza do jej gangu. Zmiana wyglądu nie wpływa jednak na zmianę osobowości. Larry, mimo ksywy Lance, nadal pozostaje sobą.


Film fajny, pozytywny, akurat na wolne popołudnie. Zawiodło mnie jednak zakończenie, było zbyt banalne i takie jakby znikąd. Plusem jest fabuła, lekka i nie użyta wcześniej w jakiejś innej produkcji - najlepsze były sceny w klasie/na wykładach.



Sceny z chłopakiem Talii też były dobre - http://www.filmoholicy.pl/film/6971/larry-crowne---tattoo---fragment-filmu/ :)

To by było na tyle póki co, teraz będzie dłuuuga przerwa na blogu, bo wraz z Margaret wyjeżdżamy do miejsc gdzie internet jest marzeniem. No aż nie mogę uwierzyć, jeszcze dzisiaj oglądałam wszystkie filmiki z Openera, przypominając sobie cały koncert, a tu proszę. Ba, nawet dobrych zdjęć nie będzie, bo Prince "nie życzył" sobie fotoreporterów na swoim występie...

Betty


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz