wtorek, 12 listopada 2013

Wyścig/Rush


Aby piątkowej tradycji stało się zadość, 8 również wybrałam się do kina. W sumie wraz z przyjaciółką męczyłyśmy się z ostateczną decyzją ze 3 godziny chyba. Chciałyśmy iść na Grawitację, po czym przez ten cały czas znalazło się (nagle!) 8 powodów - jeden po drugim - które teoretycznie powinny nas zniechęcić, jakby nie było nam to pisane. Ale my nie poddałyśmy się i ostatecznie zdecydowałyśmy się na najnowszy film Rona Howarda.
Z niechęcią podawałam kartę płatniczą kasjerce... Tor wyścigowy? Formuła 1? Słynny przystojniaczek jako głóny bohater? To nie moja bajka!
No, ale dobrze, idę.


(niestety mam jakiś niezidentyfikowany problem z wstawieniem kodu na zwiastun, więc wklejam linka)

Wychodzę zachwycona. Do ostatniej minuty siedzę w napięciu, a moje ręce migrują wokół ust.
Nie jest łatwo przedstawić film, którego 3/4 akcji rozgrywa się na torze wyścigowym. Dodatkowo ciekawa biografia to podwójna gratka. Poznajemy pewną historię, która nas porywa. Film bowiem oparty jest na faktach. Dawno nie wyszłam z kina w 100% zadowolona i tak... nasycona. W większości przypadków, nawet jak film mi się podoba wychodzę z jakimś ale. Tutaj nie. Adrenalina, moc, ogień, spięcia dwóch wykluczających się charakterów, emocje, szybkość, lata 70 etc.
POLECAM.
i wreszcie mogę w pełni zgodzić się z krótkimi komentarzami umieszczanymi zawsze w zwiastunach i ulotkach.
Poza tym, dzięki tej produkcji Chris Hemsworth przekonał mnie do siebie ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz