środa, 15 lutego 2012

We will always love You

Post pojawiłby się wcześniej, ale nie chciałam psuć walentynkowej aury.
O tym, że Whitney nie żyje dowiedziałam się przez przypadek w niedzielę o poranku, a ta wiadomość mną wstrząsnęła. Nie będę się tu rozwodzić, bo i tak wszystkie tabloidy już to robią. Chciałabym tylko zaznaczyć sferę sentymentalną; jeszcze w wakacje wraz z Margaret i moim bratem, pewnej letniej nocy, siedzieliśmy razem w ciepłej drewnianej chatce na mojej działce, zaopatrzeni w masę smakołyków i herbatę, ja rysowałam, mój młodszy brat spał, drugi plotkował z Margaret, a w telewizji leciał Bodyguard i w napięciu oglądaliśmy ostatnie momenty ♥
oczywiście nie muszę chyba mówić, że jej hity towarzyszyły nam przez wakacje.
jest mi przykro, tym bardziej że z jej muzyką łączą się wspomnienia, a i jej historia nie jest przyjemna - była piękna, młoda i miała fantastyczny głos, a wszystko to zepsuł związek z niewłaściwym mężczyzną.
Jeżeli mamy komukolwiek współczuć, to jej córce.
Tutaj razem szczęśliwe bawią się na koncercie Prince'a, kilka miesięcy temu



tu Whitney dołączyła do Prince'a na scenie, byli przyjaciółmi od lat


tu krótki komentarz Sheily E, zaraz po śmierci Whitney


kilkanaście lat wcześniej...


i czym byłby ten post bez nieśmiertelnego I wanna dance with somebody

bye Whitney...
We will always love you
Betty ♥
P.S Dziękuję bardzo Staszkowi Trzcińskiemu za wspaniałą 'Pinacoladę' w Radiu PiN poświęconą Whitney :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz